Nie miałam dziś czas, więc wybrałam się na spacer po okolicy. Szłam przez różne kręte ścieżki..
Gdy byłam już prawie w połowie drogi, zaczął padać deszcz. Było mokro, zimno i ciemno.
W pewnym momencie, krzaki tuż za mną zaczęły się trząść. Bałam się. Ale wyskoczył tylko zając.
Odechnęłam pełną piersią, bo byłam pewna, że to wilk. Jednak, gdy szłam, z krzaków coś dużego wykoczyło, rozszarpało królika i przygotowywało
się do skoku w moją stronę. Miał już na mnie skoczyć, ale okazało się że to był tylko wymysł mojej bujnej wyobraźni.
Nie było królika, a tym bardziej wilka. Szłam przez gęstwinę drzew i krzewów.
Pod moimi nogami, skrzypiały gałęzie.
Nagle zauważyłam cmentarz.
,,Pierwsze cmentarze chrześcijańskie wyodrębniły się z dawniejszych cmentarzy pogańskich. Kościół już w III w. oddał je pod opiekę biskupów i księży, tworząc system cmentarnej administracji. Cmentarze były już wówczas miejscami świętymi i chronionymi specjalnymi immunitetami. Obejmowało je także prawo azylu."-przypomniałam sobie z lekcji religii.
Gdy weszłam na teren miejsca spoczynku zmarłych, wydawało mi się, że nie jestem sama.
Przystanęłam przy jednym z grobów. Nazwisko tego człowieka, coś mi przypomninało -"McFeenly".
W pewnej chili poczułam kogoś oddech na moim ramieniu.
Odwróciłam się wraz z prędkością światła. Zobaczyłam jakiegoś faceta.
Poznałam go. To był McFeenly. Przypomniało mi się też dlaczego pamiętałam to nazwisko.
Takie samo nazwisko nosi Max.
Nie wiedziałam o co chodzi, i pomyślałam, że to tylko wyobraźnia robi mi żarty.
Koleś nie był ani przeźroczysty, ani nie latał. Był jak każdy inny człowiek.
Nie jestem w takich rzeczach ekspertem, bo nigdy na oczy nie widziałam ducha.
Rzecz jasna, nie wierze w nie.
-Co się gapisz?-odezwał się-Ciastko Ci obiecałem?
-Ee-zająknęłam się.
-Może Cię gdzieś podwieźć?
-Ta, mógłbyś mnie podwieźć do domu?
-Jasne, wskakuj-wskazał na bus, stojący przy drodze.
Ja głupia, wsiadłam do wozu i czekałam na kierowcę.
W samochodzie był bałagan; puszki po pepsi leżały na podłodze, ubrania nie były poukładane, jednym słowem mówiąc: chlew.
Kierowca przyszedł lada moment. W środku coś mi mówiło, żeby nie dać po sobie poznać, że widziałam jego grób. Facet był ubrany w jasne jeansy i koszulę w kratę. Na głowie miał czapkę.
Moja wyobraźnia płatała mi figle i wyobrażałam sobie różne dziwne rzeczy.
-Co taka młoda i piękna dziewczyna robi sama na cmentarzu?-spytał i zdjął czapkę.
-Błądzi-odparłam bez namysłu-i szuka swojego miejsca.
-Straszne, co się teraz z tymi naszymi dziećmi wyrabia-pokręcił głową.
-Tak-przytaknęłam, choć nie wiedziałam co mu mogło chodzić po głowie.
Nagle coś przemknęło przez jezdnię i auto zatrzymało się z piskiem.
-Co to było?!-krzyknęłam przerażona.
-Jakiś pies-rzekł McFeenly zamyślony.
-Aha-uspokoiłam się.
-Odwieź mnie do domu, natychmiast!-dodałam.
-Daj spokój, Kornelio-powiedział spokojnie.
-Skąd znasz moje imię?!
-A ty skąd wiesz, że nie żyję?
-Nic takiego nie powiedziałam.
-Ale widać po twoich oczach. Widziałaś mój grób, prawda?
-Tak, widziałam.
-No więc opowiem, Ci jak to ze mną było… Miesiąc temu upiłem się i pojechałem, gdzieś samochodem. Pijany człowiek nie panuje nad sobą, nie panuje nad swoimi emocjami. Chciałem wyprzedzić traktor, zjechałem na drugi pas, i stało się. Z tamtej strony jechało auto. Wjechałem w nie i oba się zapaliły.
Krótka historia prawda?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz