Na przerwie, przed trzecią lekcją, ktoś mi zasłonił rękami twarz.
-Zgadnij kto to!-usłyszałam głos Anieli.
-Ee, Aniela?
-Mój głos był dla zmyły!-krzyknęła moja przyjaciółka.
-No to może.. jakiś wampir?
-Noo, a jak ma na imię?
-Życzliwy wampir, który puszczał do mnie oczko w okresie zagłady?
-No..
-Matt?
Odsłonił mi oczy.
-We własnej osobie-rzekł.
-Witaj!
-Cześć, Korni-uśmiechnął się-może wybierzesz się z miłym wampirem na kakao?
-Oj, aż taka głupia nie jestem. Chcesz mnie ugryźć, prawda?
-Nie prawda! Chcę tylko wypić..
-Krew miłej dziewczyny?
-Kakao z miłą dziewczyną-uśmiechnął się ponownie.
-Aha, no dobra-zgodziłam się.
-Czyli po lekcjach?
-Po lekcjach.
Potem spotkałam Anielę.
-Kornelio, muszę ci coś powiedzieć..
-Tak?
-Max to wampir.
-Pf, chyba żartujesz…
-Nie, mówię poważnie. Twój chłopak to krwiopijca.
Ta rozmowa ciągnęła się o wiele dłużej. Bardzo często pytania takie jak ‘dlaczego?’ ‘ jak?’ mnie nurtowały. Próbowałam więc uwierzyć mojej najlepszej przyjaciółce, nie odzywając się do Maxa.
Po lekcjach spotkałam miłego wampira, z którym następnie wybrałam się na kakao.
Matt był bardzo miły. Rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym. Nie wiedziałam, że znajdę wspólny język z wampirem.
-To jak to jest z Wami-wampirami?-zapytałam.
-E, no wiesz. Czasami tak, czasami inaczej-uśmiechnął się.
-Gryziecie dla przyjemności, czy dlatego, że musicie?
-Gryziemy tak i tak.
-A macie jakiegoś króla, czy coś w tym rodzaju?
-Królem wampirzej bandy jest Max McFeenly.
-Że co?! On, królem wszystkich wampirów?!-wrzasnęłam.
-Tak, on. Zwykle królami zostają ci, którzy dziedziczą to po ojcu. Najwięcej jest właśnie takich gówniarzów w wieku McFenly`ego.
-Aha.
-Ale czy mytutaj przyszliśmy rozmawiać o tym czym jestem?
-Tak, chciałam cię poznać-uśmiechnęłam się.
-Ja też. No bo widzisz... Ty zawsze, gdy chodziłem z kolegami koło dziewczyn z naszej klasy, to zawsze się wyróżniałaś. Byłaś inna.
-Byłam i jestem inna.
-I to mnie kręci.
-To fajnie, a jakby inaczej?
-No nie inaczej.
-Haha, super się gada.
-Ja też to odczuwam.
-To może gdzieś się razem pokażemy?-zaproponował.
-Pewnie! To co? Wyruszamy na podbój placu zabaw?
-No i o to chodzi!
Zabrał mnie tam. Oprócz NAS <k to cudownie brzmi!> było dużo osób z naszej klasy.
-To co, idziemy do nich?-zapytał czule, gdy zobaczył swoich kolegów i złapał mnie za rękę.
-Nie tak jest dobrze-spojrzałam mu w oczy.
-Też tak uważam.
-Chodź!-pociągnęłam go za rękę.
-Oj no dobra! Siadaj Kornelio!
Usiadłam tuż koło niego. Tak blisko, że nasze ramiona się dotykały, objął mnie.
-Jesteś niesamowita, Korni-uśmiechnął się.
-Dziękuję-roześmiałam się.
-Ej, patrz! Matt wyrywa nową laskę!-usłyszałam z oddali.
-To aż tyle `lasek` podrywałeś?
-Nie słuchaj ich. To tylko patałachy-próbował mnie uspokoić.
-Ej, słyszeliśmy!-odwarkneli.
-Bo mieliście!-spojrzał na nich.
-A co ty, powiesz, Korni?-dodał.
-Ah, no, powiem, że masz super czapkę-poczochrałam mu włosy.
-Ty! No wiesz!-oburzył się-A ty za to, pewnie masz łaskotki-zaczął mnie łaskotać.
-Przestań! Matt! Nienawidzę tego!-wrzeszczałam.
-No, przepraszam-zrobił wzrok małego szczeniaczka.